Mężczyźni w krainie wolności
Kobiety miały już swoją emancypację. Mężczyźni nie chcą już żyć z plecakiem wyrzutów sumienia. Teraz kolej na nich.
"Jest miejsce na nową formę feminizmu" - mówi Kasia Kordylewska w rozmowie z Romanem Žižlavským. "Kobieta przestanie zachowywać się jak bogini czy mała dziewczynka, dzisiaj bierze faktyczną odpowiedzialność za siebie i swoje relacje z mężczyznami".
Roman: Prowadzisz grupowe sesje terapeutyczne na łonie natury i pracujesz z paralelą wilków i ich relacjami w stadzie. Jak się to zaczęło?
Kasia: Lubię tropić i obserwować wilki, lubię spędzać czas w lesie, gdzie znajduję rzeczywistą przestrzeń do spotykania się z innymi, bez telefonu, bez internetu, bez zgiełku. Spotkanie z sytuacjami osobistymi z historią, z czymś najskrytszym, najbardziej wrażliwym, jakby z żółwiem wychodzącym spod pancerza. Często można uchwycić w oczach człowieka - mówiąc metafizycznie - wszystko to, co było, jest i dopiero nadejdzie. A kiedy już się to dostrzeże, pozostawia to, zarówno w sobie, jak i w drugim człowieku, głęboki ślad. W klasycznej terapii może się to zdarzyć, powiedzmy, w jednej sesji na dwadzieścia. Natomiast w lesie jest szansa na przejście w inny stan świadomości.
R: Jak to działa i co mają z tym wspólnego wilki?
K: Na początku zwołuje się watahę. To, że pojawiają się faceci, każdy ze swoją własną historią w tym konkretnym czasie, to nie przypadek. Każdemu z nich przyświecał jakiś cel, by przez chwilę pobyć ze sobą, by coś odnaleźć - pragnienie poznania czegoś. Na miejscu dzielą się zadaniami, rolami – niektórzy troszczą się o drewno, inni o jedzenie, ktoś idzie na czele, ktoś inny zamyka watahę. Wszystko dzieje się dość spontanicznie, ludzie mają możliwość wypróbowania różnych ról, sami je wybierają i stopniowo się to ustala.
R: Na czym więc polega praca terapeuty w takiej nietypowej sytuacji?
K: Muszę być bardzo wnikliwym obserwatorem. Obserwuję wszystkich, jak zachowują się w różnych interakcjach, z czym się zmagają. W czasie wyprawy może pojawić się frustracja, agresja między uczestnikami. Warunki panujące w lesie są surowe. Wtedy widać, jak zaczynają się zachowywać. To nie jest kółko szydełkowania czy towarzystwo wzajemnej adoracji, chodzi o to, jak sobie potrafimy radzić w warunkach, które są nieprzewidywalne. To jest balansowanie z energią grupy i nie uleganie jej. Pod koniec wędrówki podjęłam ryzykowny ruch na granicy tego, co może znieść wataha. Widać było, jak sobie z tym radzą. Byli tacy, których to pochwyciło i którzy znaleźli własne rozwiązanie, ale byli również tacy, którzy uświadomili sobie, że to nie dla nich. Ten tydzień przyniósł im właśnie taką umiejętność. Bo nie chodziło tylko o odkrycie tego, co jest istotne dla siebie samego, ale również o umiejętność ochrony i utrzymania tego. Dla mnie osobiście bardzo fajna była obserwacja tego aspektu.
R: Pracujesz również z grupami kobiecymi. Jak przy takich wyprawach postrzegasz różnice między męskim i kobiecym podejściem?
K: Kobiety poruszają się w kręgach kobiecych, chodzą na różne kursy i seminaria, mężczyźni zazwyczaj nie mają tyle czasu. Często jest tak, że kobiety posiadają już wzór mężczyzny zaczerpnięty z twórczości Deidy lub podobnego znawcy duszy kobiecej: tj. mężczyzny wrażliwego, uważnego, przed którym mogą się otworzyć. Chociaż w zasadzie chciałyby być również utrzymywane przez tego mężczyznę.
R: Materialnie czy inaczej?
K: Nie tylko materialnie. Na wielu poziomach. Kobiety domagają się od partnera czasu, aby go spędzał z nimi, z dziećmi. Dlatego mężczyźnie trudno jest być przez dłuższy czas samemu, ponieważ czuje się zobowiązany do spędzania go z żoną, z rodziną. Mężczyźni starają się sprostać oczekiwaniom kobiet, nie mają zatem zbyt wiele przestrzeni, by się zatrzymać, przyjrzeć się swojemu życiu, zrewidować go, stwierdzić w jakich rolach nie chcą już występować. Kobiecych żądań wobec nich jest wiele, kobiety ich kastrują. Tak, spotykam wiele takich kobiet. Chcą czuć się kobietami przez duże „K”, nazywają siebie boginiami, ciągle się doskonalą w zbliżaniu się do (nie wiem właściwie przez kogo danego) ideału kobiecości i oczywiście chciałyby mieć u boku tego najwłaściwszego, idealnego mężczyznę "Deida". Uważam jednak, że dobrze by było je obudzić. Mężczyźni często znajdują się w takiej sytuacji, kiedy obawiają się, że nie podołają, bo nie będą zarabiać wystarczająco dużo i że kobieta będzie zarabiać więcej - tak jakby to była ich jedyna rola w rodzinie. Mężczyźni często są przeciążeni. Mężczyźni mogą powrócić z lasu z pewnymi rozbudzonymi uczuciami, z tęsknotą za wolnością. Może pojawić się konflikt między nowo odkrytą prawdą a dotychczasowym życiem.
R: Masz na myśli zarówno pracę, jak i wymagania kobiet?
K: Tak, poprzez utrzymywanie iluzji. Kobiety zachowują się jak małe dziewczynki. Mają oczekiwania wobec swojego partnera jak od ojca, który się nimi opiekuje, przytula, buduje domek do zabawy. Tak, są chwile, kiedy kobieta potrzebuje ochrony i poświęcenia jej czasu – w macierzyństwie oraz kiedy jest z dziećmi. Wtedy to naturalne, że oczekuje wsparcia od mężczyzny, że on będzie niósł na swych barkach ciężar troski o rodzinę. Ale również mężczyźni potrzebują odpoczynku, bycia w męskim towarzystwie. Mężczyzna też jest tylko człowiekiem. Nie mogę powiedzieć o żadnym z mężczyzn, których spotykam podczas swych wypraw tego, że jest nieczuły czy niewrażliwy, ale wszyscy z nich są przeciążeni. Właściwie większości z nich nie chodzi o własne ego, o robienie kariery, lecz często w tle znajduje się kobieta, która zawsze czegoś chce.
R: Jakie więc, według Ciebie, powinno być sensowne nastawienie relacji między kobietami a mężczyznami?
K: Kobiety w ostatnich latach miały czas popracować nad swymi rolami, ale także czas na przyjrzenie się swoim oczekiwaniom wobec mężczyzn, wobec prawdziwych mężczyzn, nie tych papierowych ideałów z kobiecych kółek zainteresowań czy książek dla kobiet. Jestem feministką, ale czuję, że transformacja właśnie się dokonuje i myślę, że czas zacząć postępować według nowej wizji. Wiem, że dla wielu kobiet te sprawy są jeszcze odległe. Ja sama nie żyję w aureoli idealnego świata i dostrzegam w nim miejsce na nowy rodzaj feminizmu, gdzie kobieta przestaje być bóstwem czy małą dziewczynką i bierze faktyczną odpowiedzialność za siebie i swoje relacje z mężczyznami.
R: Czy uważasz więc, że nadszedł czas, aby przestać się nad tym rozwodzić i zacząć według tego żyć?
K: Żyć po nowemu, w sposób odpowiedzialny i realistyczny. Kobiety przeszły już przez proces emancypacji, ale również mężczyźni nie chcą już żyć z ciężarem wyrzutów sumienia z przeszłości. To nie jest kwestia władzy kto nad kim będzie miał kontrolę. Kobietom, które wątpią w istnienie prawdziwych mężczyzn, mogę powiedzieć to, że istnieją. Tacy mężczyźni mogą wiele zrobić dla tego świata.
R: Wracając do leśnych wypraw, co mogą one dać mężczyznom?
K: Sprawy damsko-męskie znajdują się tam raczej na drugim planie. Coś, co postrzegam peryferyjnie biorę oczywiście pod uwagę, ale ważne jest raczej wycofywanie się z ról, opuszczanie ich, spotykanie się z samym sobą. To przede wszystkim trening w uobecnianiu siebie samego, tu i teraz. Mindfulness. Uproszczenie. Skupienie się na tym, co robię. Jak kroję marchewkę, to znaczy, że kroję marchewkę.
R: Czyli w zasadzie podejście Zen.
K: I o to właśnie chodzi. Stałe uobecnianie się w aktualnych warunkach, nie spekulując na ich temat. Obserwowanie, pozostawianie spraw w toku. Puszczenie na jakiś czas luzem rzeczy i myśli. Zatrzymanie pośpiechu. Nabranie tchu. Otwarcie przepony. Uziemienie i połączenie się z ziemią. Niewzruszone stanie i odnalezienie wsparcia w samym sobie. Doświadczenie tego, co oznacza być w pełni obecnym i co postrzegam jako połączenie się ze swoją mocą.
R: Czyli powrót do lasu, powrót do bycia obecnym. A jak myślisz, co mężczyźni mogą sobie stamtąd zabrać do swojego życia w miastach, do swoich rodzin?
K: To podchwytliwe pytanie. W lesie doświadczają swoich męskich ról, przebywają w męskim kręgu, doświadczają współuczestnictwa, zmierzają do wspólnego celu, doświadczają spełnienia męskich potrzeb, których często brakuje im w realnym życiu, podobnie jak kobietom. Tu mieli też okazję do przekazania ich sobie nawzajem. Oczywiście ważna jest również dalsza komunikacja z kobietami. Mogą powrócić z jakimiś rozbudzonymi uczuciami, z pragnieniem wolności. Może pojawić się konflikt między nowo odnalezioną rzeczywistością a poprzednim trybem życia. Boją się, że mogliby stracić kobietę, jeśli odkryją swoje prawdziwe potrzeby. Dużą rolę odgrywa tu strach przed własną odnalezioną mocą. Powinni powoli włączać doświadczenia z lasu do swojego trybu życia. Chłopak już nie jest taki plastyczny, nie da się go tak kształtować, być może zaczął już mówić własnym językiem.
R: Rozumiem to tak, że mężczyźni powracający z lasu mogą przynieść nowy sposób relacji, powiedzmy dojrzalszą, bardziej realistyczną formę komunikacji. Kobieta przestaje być małą dziewczynką, o którą trzeba się cały czas troszczyć, mężczyzna przestanie pełnić role jej kolejnego tatusia. Wydaje mi się, że pełnisz rolę położnej na bardziej dojrzałym etapie męskiego życia.
K: Ha, ha, na pewnym poziomie może to tak wyglądać. Ja sama mam i miałem potrzebę wyzwolenia się. Jestem więc w stanie zrozumieć to u innych.
R: Właściwie w dużym stopniu dotyczy to również Ciebie, przekazujesz wiele na podstawie pozostawionych śladów. Z tego co widzę, nie rozwiązujesz tym zbyt wielu problemów. Przebywanie w lesie, dzielenie się opieką, więcej czasu dla siebie, możliwość wyjazdu do Indii...
K: Ciągle mnie dziwi, że stale w czymś przypominam punka. Ludzie ciągle mówią czego nie mogą. Dla mnie jedyną istotną rzeczą jest to, czego nie chcę. Już od dziecięcych lat, nikt nigdy nie mógł mi niczego zabronić. Ojciec wciąż mi wmawiał, że jestem jak rykoszet. Inne dzieci musiały wieczorem wracać do domu i kłaść się do łóżka. Zawsze dziwiłam się dlaczego to robią. Kiedy jako dziecko postanowiłam spać w nocy na zewnątrz pod drzewem, to kazali mi wejść do środka, mieli kilka argumentów, dlaczego pięciolatek ma spać w domu, ale w końcu wynieśli mi koc do spania. Mam więc własną świadomość dobrze przećwiczoną, tymczasem większość ludzi musi się dopiero uczyć tego, że mogą robić rzeczy po swojemu, że jeżeli ktoś narzuca im jakieś role, schematy myślowe, to nie muszą ich do siebie dopuścić. Wciąż żyjemy w niewoli oczekiwań innych - to ma smak tego, więc nie musisz tego próbować. Nie musisz spełniać niczyich oczekiwań.
R: Ale te najważniejsze oczekiwania i wymagania znajdują się tu, w naszych głowach.
K: Tak, ale od kogoś je otrzymaliśmy? To są te pozostawione ślady, stereotypy, z którymi nauczyliśmy się żyć. Ale o tym wspominaliśmy już kilka razy. Nawet na terytorium wolności musimy się odnaleźć. Niektórych rzeczy udało mi się dotknąć, innych jeszcze nie. W krainie, którą zdążyłam poznać, jestem przewodnikiem.